piątek, 2 sierpnia 2013

Lincz

Któż nie słyszał o głośnej sprawie linczu we wsi Włodowo? Mieszkańcy tej mazurskiej wsi sami osądzili i zabili Józefa Ciechanowicza, który po wyjściu z więzienia zastraszał ich, bił i groził pozbawieniem życia. Świetny temat na film? Owszem - życie samo pisze najlepsze scenariusze. Dlatego nie dziwi fakt, iż historia ta stała się inspiracją dla twórców takich seriali jak "Pitbull" czy "Kryminalni", jak również dla jednego z reżyserów filmowych, Krzysztofa Łukaszewicza, który opowiedział ją w 2010 roku w filmie "Lincz". Niektórzy próbowali porównać do tego filmu "Pokłosie", jednak uważam, że nic bardziej mylnego.

Sprawa wzbudziła wiele kontrowersji, postawiła wiele pytań, chociażby o to, czy była to obrona konieczna i czy Ciechanka (w filmie: Zaranek) można nazwać człowiekiem. Jak można było skazać ludzi, którzy nie chcieli zabić, ale mieli dość czekania, aż władze, które powinny im pomagać i chronić, zignorowały wielokrotne wołanie o pomoc? Widać można było, bo dla sądu, według prokuratora, który sprawę prowadził, biel i czerń mają jeden odcień. Jednak ówczesny prezydent RP osądził inaczej, dlatego też sprawcy zostali ułaskawieni w 2010 roku. Ponadto szukano winy także po stronie policji, która nie reagowała na wezwania zastraszonych ludzi. Ukarano jedynie kilku funkcjonariuszy.

Te właśnie wydarzenia odgrywają aktorzy w filmie Łukaszewicza. A są to aktorzy dość różni - warto zwrócić na, moim zdaniem, niedocenianego Leszka Lichotę. Ma zadatki na bycie kimś wielkim, tylko nie dostał jeszcze odpowiedniej roli. Izabela Kuna - spisuje się rewelacyjnie jako mieszkanka wszelkich wsi i odgrywająca kogoś z prostego ludu, dlatego tu wpasowała się idealnie. Wiesław Komasa, jako kat - wydaje się, że został stworzony do tej roli. Mnie przechodziły ciarki, jak go widziałam na ekranie. I można wymieniać i wymieniać.

Sam film jest dobry. Ciekawa fabuła, która wciąga i trzyma w napięciu, choć pod koniec to napięcie za bardzo blednie. Bardzo dobrze dobrana muzyka Papaja - cicha, pobrzękująca gdzieś w tle, jednak wpisująca się w wydarzenia i oddająca strach i niebezpieczeństwo, które za chwilę lub właśnie się pojawiają. Łukaszewicz nie podaje odpowiedzi na wcześniej postawione pytania, bo on te pytania stawia. Na nie widz musi sobie sam odpowiedzieć, wyciągnąć wnioski. Po prostu przedstawia głośną historię prosto i autentycznie.

Szkoda, że film powstał zaraz po ułaskawieniu sprawców. Mógłby zostać wprowadzony do kina rok czy dwa lata później, aby przypomnieć o tym co się stało i zmusić do postawienia sobie jeszcze jednego pytania - czy ta sprawa jakkolwiek wpłynęła na stróżów prawa, na sądy, na opinię publiczną, czy jednak wywołała tylko chwilowy odzew ze strony państwa, społeczeństwa i została później zapomniana? Z perspektywy czasu wydaje mi się, że jednak Polskie władze nic z tą sprawą dalej nie zrobiły, tak jak milczało społeczeństwo. I tylko patrzeć i czekać na kolejny samosąd dokonany przez tych, którzy nie wierzą już w polską sprawiedliwość.