Kondycja polskiego kina
współczesnego od dawna pozostawia wiele do życzenia. Ostatnimi
czasy trudno w naszej rodzimej kinematografii znaleźć coś naprawdę
oryginalnego, może nawet z jakimś konkretniejszym przesłaniem.
Dlatego też, moim zdaniem, filmy ostatnich lat z polskich wytwórni,
powinny podlegać specjalnemu rodzajowi krytyki, takiemu... bardziej
pobłażliwemu. Oczywiście istnieją wyjątki od każdej reguły i
wydaje mi się, że obraz stworzony przez słoweńskiego reżysera,
Mitję Okorna, „Listy do M.” można zaliczyć do tych
odbiegających nieco od polskich „standardów”. Co prawda – nie
w kwestii oryginalności, gdyż to właśnie o jej braku najgłośniej
krzyczą krytycy, jednak zapominając na chwilę, że Richard Curtis
kiedyś zrobił film „To właśnie miłość”, do którego
produkcja Okorna jest bardzo podobna, można stwierdzić, że jest to
pewien powiew świeżości w stronę polskiego kina popularnego.
W filmie przedstawionych
zostało kilka historii, które rozgrywają się tego samego dnia –
w wigilię Świąt Bożego Narodzenia, a także w jednym mieście –
Warszawie. Każda z nich jest w pewien sposób wyjątkowa i porusza
inny problem. Na przykład - mamy dziewczynę, która zawsze spędza
święta sama i wszystkim mówi, że dobrze jej z tym, choć tak
naprawdę chciałaby się zakochać i mieć z kim spędzić ten
wyjątkowy dzień w roku. Jest też policjant, głowa rodziny, który
zawsze w wigilię odbywa służbę, ale chciałby ten dzień spędzić
z rodziną przy stole. A także kilku innych bohaterów, których
łączy samotność i zaprzeczanie własnym pragnieniom. Wszyscy żyją
obok siebie i w każdej chwili mogliby się spotkać.
Prowadzącym wątkiem
wydaje się historia Mikołaja (Maciej Stuhr), znanego prezentera
radiowego, który, zamiast spędzić wigilię z synem, musi w nocy
pracować i dotrzymywać towarzystwa samotnym słuchaczom na zlecenie
apodyktycznej szefowej, Małgorzaty (Agnieszka Wagner), podczas gdy
ona sama planuje spędzić ten wieczór z mężem według dokładnie
ułożonego w jej głowie planu. Jednak nie wie, że Wojciech
(Wojciech Malajkat), jej małżonek, dość mocno nagnie ramy planu,
przyprowadzając na wieczerzę wigilijną małego gościa. W tym
samym czasie Doris (Roma Gąsiorowska), pracująca w centrum
handlowym jako hostessa, szuka miłości, zaś jej współpracownik,
niegrzeczny święty Mikołaj, Melchior (Tomasz Karolak), wpada w
komedię omyłek, próbując odzyskać swoją komórkę, którą
stracił wymykając się z mieszkania Kariny (Agnieszka Dygant),
kiedy niespodziewanie wrócił jej mąż, wspomniany wcześniej
policjant (Piotr Adamczyk) z chęcią ratowania swojego małżeństwa
i rodziny. Zaś Wladi (Piotr Małaszyński), boi się przedstawić
rodzicom swojego partnera życiowego.
Film Mitji Okorna ogląda
się przyjemnie, często z uśmiechem na ustach. Nie dłuży się,
wątki są dobrze przystosowane do polskich realiów, dlatego widz
może się utożsamić z którymkolwiek z bohaterów. Historie te są
proste, jednak dość prawdziwe. Jeśli chciałoby się porównać
większość polskich komedii romantycznych do tego filmu, to wypada
on bardzo dobrze. Nie ma w nim tej, jakże irytującej sztuczności,
wyraźnie przesłodzonych historii. Oczywiście, wątek Doris i
Mikołaja jest trochę bajkowy, ale w stopniu akceptowalnym, nie
wygląda, jak zrobiony na siłę, byle coś było. Poza tym – czy
nie taki właśnie ma być film zrobiony specjalnie na święta?
Nieco słodkawy, magiczny, wywołujący uśmiech i dający wiarę, że
szczęście może być blisko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz